Balsam Fruttini Cranberry Choc
0
Ogłaszam wszem i wobec - jestem czekoladoholiczką.
Będąc w podróży zaszłam w wolnym czasie do drogerii Hebe i z marszu zakochałam się w balsamach Aquoliny - niedostępnych raczej w innych drogeriach. Czekolada z miętą, czekolada z rumem, czekolada z orzechami, czekolada z nugatem, biała czekolada... Raj dla zmysłów, niestety nie dla kieszeni. Skąpa czekoladoholiczka, jest coraz gorzej. Pojechałam do domu z pustymi rękoma, co jakiś czas rzewnie wspominając cudne zapachy. Gdy po dość długim czasie ponownie zawitałam w Hebe, zamiast kupić wymarzony zapach z Aquoliny - skusiłam się na tańszy zamiennik w postaci balsamu Fruttini Cranberry Choc.
Pierwsze co uderza po otwarciu dość poręcznej tuby jest czekoladowy zapach z wyraźną nutą słodyczy. Niestety, kryje się za tym prawdziwy koszmarek. Żurawiny tam nie czuć, jest to raczej landrynkowy ulepek. Woń czekolady - mimo masła kakaowego i ekstraktu z kakao w składzie - jest strasznie chemiczna. Co najgorsze - zapach utrzymuje się na ciele niesamowicie długo, co w tym przypadku jest minusem. Smarując nogi przed spaniem, na drugi dzień, w południe czułam jeszcze mdlący zapach.
Zaczęłam od zapachu, a co z podstawową funkcją balsamu, czyli nawilżeniem skóry? Z tym także jest kiepsko - odniosłam wrażenie, że kosmetyk pozostawia na skórze tłustawy film, w rzeczywistości jednak brak prawdziwego nawilżenia. Sądzę, iż balsam miał przede wszystkim kusić kupujących zapachem, a nie samym działaniem.
Sam kosmetyk ma lejącą się konsystencję. Łatwo rozprowadzić go po ciele, jednak nie spływa i nie kapie. Wydaje mi się, że jest wydajny, jednak poręczyć za to nie mogę, gdyż używałam go zaledwie kilka razy. Męczy mnie sztuczny, duszący zapach.
Niektórym osobom z pewnością przypadnie do gustu, jednak to nie moja bajka :) Nie polecam tego balsamu dla tych, którzy lubią nienachalny zapach prawdziwej czekoladu - tutaj tego nie znajdziecie, niestety.
0 komentarze: